Loader

Klaudia Podkalicka- Najszybsza kobieta świata!

Jak zaczęła się twoja przygoda z wyścigami i rajdami?

Ścigał się mój dziadek, później mój tata. Tak więc to była naturalna kontynuacja rodzinnej tradycji. Jako mała dziewczynka tańczyłam w balecie. Wakacje miałam wolne, więc jeździłam z tatą praktycznie na wszystkie zawody. W głębi duszy bardzo mi się to podobało, był tylko jeden problem. Tam nie było w ogóle kobiet, tylko sami mężczyźni. W pewnym momencie pojawiła się taka myśl, że potrzebuję jakiejś zmiany, że balet nie przynosi mi już tyle radości. Nie było w nim wystarczającej dla mnie adrenaliny. Postanowiłam, że zrobię sobie od niego roczną przerwę i tak zostało do dzisiaj (śmiech).

Wtedy zdecydowałaś się zostać kierowcą rajdowym?

Zaczęło się amatorsko. Nie miałam jeszcze prawa jazdy, ale mogłam startować w tzw. konkursach jazdy zręcznościowej, na placach między pachołkami z tatą w samochodzie, który siedział obok na fotelu pasażera. Na początku solidnie obijałam samochód mamy, więc powiedziała, że więcej „ścigania” się nie będzie (śmiech). Ale w końcu pojawił się pomysł, abym wystartowała w Mistrzostwach Polski. Tata zapytał krótko; chcesz czy nie. Udało nam się na szczęście zebrać środki na zakup nowego samochodu i tak rozpoczęło się 13 już sezonów za kierownicą.

Jak ta młoda kobieta odnalazła się w ściganiu z mężczyznami?

Nie mogło być łatwo. Początki były oczywiście trudne. Choć pamiętam, że bardzo dobrze mi szło. Świetne czasy na treningach, ciągle byłam w pierwszej trójce. W zawodach było różnie, bo to sport bardzo kontaktowy- jak to mówimy „blacha w blachę”. Natomiast wtedy podjęłam decyzję, że chcę w to wejść, że to czuję. Był jednak dość duży problem. Nie każdy sobie radził z tym, że kobieta go wyprzedza. Bo wyścigi to walka. Walka nie zawsze fair. Często nie kończyłam wyścigu, bo samochód był do kasacji, a ja poobijana. Jeden z kierowców powiedział mi kiedyś „lubię cię, szanuję, jesteś dobra, ale nie potrafię nad sobą zapanować kiedy mnie wyprzedzasz”. Specjalnie uderzali w mój samochód. Tylko aby mnie wyeliminować. W pewnym momencie psychika siadła mi na tyle, że nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Każde miejsce oddawałam bez walki.

Dlatego zamieniłaś wyścigi na rajdy?

Dokładnie tak. Chciałam jeździć dalej, ale nie w takich warunkach. Wtedy pojawił się pomysł, aby przerzucić się na rajdy terenowe. Akurat odbywały się Mistrzostwa Polski. Pojawiła się możliwość wynajęcia samochodu i wystartowałam razem z Krzysztofem Hołowczycem w jednym teamie. Skończyłam wtedy zawody na trzecim miejscu, co było ogromnym sukcesem. I tak zaczęła się fantastyczna przygoda, która trwała do końca ubiegłego roku. Postanowiłam, że trzeba coś zmienić. Przejść do klasy wyżej, startować tylko w Pucharze Świata. Ale do tego potrzebny jest dużo lepszy samochód. Budżet niestety w tym roku się na to nie znalazł, dlatego postanowiłam, że skupię się na przygotowaniu do kolejnego sezonu.

Pozycja kobiet w sportach motorowych na przestrzeni ostatnich lat się zmieniła? Są lepiej traktowane?

To trudno ocenić, ale wydaję mi się, że jest ich mniej. Jak śledzę np. rajd Dakar, to kiedyś na starcie było kilkadziesiąt kobiet. Teraz, jest to rzadkość. Dziewczyny startują w zawodach jazdy zręcznościowej, ale jak jadę na Puchar Świata, Mistrzostwa Europy czy Polski- to za kierownicą jestem jedyną kobietą. Problem jednak nie leży w płci. Chodzi o pieniądze. Krzysztof Hołowczyc czy Adam Małysz i wielu innych- zaszli bardzo wysoko, mają ogromny talent, ale dalej już nie zajdą. Wszyscy znani kierowcy po prostu zniknęli. Przyszły czasy, których nigdy nie było. Sporty motorowe z zawodu stały się głównie hobby, a zarabiać trzeba na czymś innym.

Wyjeżdżając z toru na polskie ulice pokusisz się odpowiedzieć na pytanie, czy kobiety są lepszymi kierowcami od mężczyzn?

Tego nie da się obiektywnie ocenić. Mogę natomiast stwierdzić, że jako naród jeździmy bardzo słabo. Owszem można powiedzieć, że kobiety jeżdżą wolniej, są mniej zdecydowane, ale z drugiej strony patrząc na statystyki, powodują mniej kolizji i wypadków śmiertelnych niż mężczyźni. Mimo tego, wrzucam wszystkich do jednego worka. Jako Polacy jesteśmy samoukami w prowadzeniu samochodu, ponieważ nikt nas tego nie nauczył. Kursy uczą jak zdać egzamin, jak jeździć 50 km/h po mieście, ale już nikt nie pokazuje nam jak się zachować w przypadku poślizgu, czy co się dzieje z samochodem kiedy jest mokro. Z tym zderzamy się sami kiedy coś się wydarzy, tylko wtedy na naukę często jest już za późno. Kompletnie nie zwracamy uwagi na takie elementy jak ustawienie fotela, prawidłowe trzymanie i operowanie kierownicą czy ustawienie lusterek, w których później nic nie widzimy.

Być może rozwiązaniem tego problemu będą samochody autonomiczne? Komputer lepiej poradzi sobie z prowadzeniem auta, a na drogach będzie bezpieczniej.

Takich czasów szybko nie doczekamy. Zobaczmy na przykład zwykłe czujniki parkowania, które nie są już niczym nowym i powinny być dopracowane do perfekcji. Wystarczy, że spadnie śnieg albo intensywnie pada deszcz i czujniki często wariują. Ostatnio w Stanach Zjednoczonych testowany samochód autonomiczny potrącił śmiertelnie kobietę. Nawet w lotnictwie, mimo zaawansowanych systemów np. autopilota, zawsze są dwie osoby- piloci, którzy je nadzorują. Zwróć też uwagę, że kiedyś samochody były kupowane na wiele, wiele lat. Nikt nie zwracał uwagi jaki olej i czy w ogóle go doleje, a auta jeździły. Dzisiaj poziom eksploatacji części jak i samochodów jest zdecydowanie wyższy, wszystko szybciej się zużywa. Więc myślenie, że elektronika i autonomiczne samochody w pełni za nas zadbają o bezpieczeństwo na drogach, jest na razie odległą perspektywą.


Statystyki wypadków na polskich drogach też nie napawają optymizmem. Jest więc jakakolwiek szansa, że będzie bezpieczniej?

To będzie trudne, bo trzeba zmieniać nie tylko mentalność, ale przede wszystkim nawyki kierowców. Od 20 lat politycy obiecują wprowadzenie przepisów, aby każdy nowy kierowca przechodził krótkie szkolenie w Ośrodku Doskonalenia Technik Jazdy. Była na to szansa w czerwcu tego roku, ale rząd wycofał się z projektu i nie wiadomo co dalej. Takich ośrodków powstało w ostatnim czasie bardzo dużo. Jednak świadomość o ich istnieniu i przydatności w poprawie bezpieczeństwa kierowców jest wciąż niewielka.

Na koniec jeszcze pytanie o twoje największe marzenie, czyli start w Rajdzie Dakar. Spełnisz je?

Wszystko niestety zależy od budżetu, a w przypadku akurat tych zawodów jest on ogromny. Dwa lata temu byłam już bardzo blisko wyjazdu do Ameryki Południowej. Właśnie tam w 2009 roku przeniesiono zawody. Zabrakło niewiele. Szczerze mówiąc, coraz bardziej sceptycznie na to patrzę. Marzenia oczywiście są ważne, ale realia często brutalne. Trudno w Polsce nawet się do takiego startu przygotować. Mamy jeden tor wyścigowy. W Tajlandii, po której nikt by się tego nie spodziewał, jest ich blisko 50 – z czego połowa może być organizatorem zawodów Formuły 1. Tyle, że na start w F1- dla mnie już jest niestety za późno (śmiech).

Rozmawiał Marcin Mazur

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Top